Wiysz dziołcha godo chop do baby
– Wiysz dziołcha – godo chop do baby – może my już dzisioj tyn bonbon Patrykowi z tego papiyrka odwiniemy. Dyć już go tydzień tak cycko.
– Wiysz dziołcha – godo chop do baby – może my już dzisioj tyn bonbon Patrykowi z tego papiyrka odwiniemy. Dyć już go tydzień tak cycko.
– Panie dochtorze, prędko, prędko, nasz Alojzik złykł korkociąg! – telefonowała matka do dochtora.
– Już lecę, zaroz tam będę, a coście dotąd robili?
– Otwarli my flachę nożem!
– Ty Zeflik, wczoraj żech sie dopiero w Krakowie dowiedzioł jako jest różnica między teściem a teściową.
– No to powiedz mi gibko!
– No ta, że teść przychodzi z wizytą a teściowo na wizytację!
Ludożercy szykują śniadanie dla króla. Zamierzają uwarzyć piękną blondynkę. Nagle przybiega sługa pałacowy Masztalski i woła od progu:
– Kucharze! Nasz pan, Wielka Żarłoczność, chce, coby śniodanie dać mu do lóżka, na surowo!…
– Zefliczku – pyto brata Marika – za coś ty te lejty wzion?
– Wzion? Sami dali!
– Panie generale, mom czterech jeńców!
– To daj ich tu!
– Ale oni nie chcą mnie puścić!
– Tato – pyta syn Masztalskiego – co to jest hipopotam?
– To jest taka zwariowana ryba.
– Ryba? Przecież on żyje na lądzie.
– Na tym właśnie polega jej wariactwo.
W szkole pyto sie rechtór dzieci:
– Po czym dzieci poznomy czy kura jest staro czy młodo?
– Po zębach panie rechtór – pado Alojzik.
– Przecież kura nie mo zębów!
– No to jest szczero prowda, ale my momy zęby panie rechtór!
Przychodzi sprzątaczka na skargę do dyrektora kopalni i mówi:
– Wiycie dyrektorze, jak żech wczoraj myła schody to na samiuśkim końcu, przy ostatnim schodku, jak byłach tak schylono, przilecioł jakiś górnik i tak mnie skrzywdził od zadku że szkoda godać!
Na to dyrektor:
– To czemu żeście nie uciekali?!
A na to ona:
– Kaj, na te pomyte?!
Gorol z Warszawy:
– Co wy macie na tym śląsku? Brud, syf, niebo zamiast niebieskie jest czarne. A Katowice w herbie mają jakieś młoty!
Hanys:
– A co wy mocie w herbie? Pół dorsz, pół k**wa, ani się nie
najesz, ani nie podupcysz!
– Ty, Francek! Chodzisz to jeszcze z tą Maryjką od Matlorzów?
– Nie, już nie chodzę.
– No to mosz szczęście, boch sie wczoraj takich rzeczy o niej dowiedzioł, żebyś ani nie uwierzył. A po jakiemu już z nią nie chodzisz?
– Boch sie z nią ożenił.
– Ty Karlik, ponoć ty całymi dniami u mojej baby wysiadujesz? Pilnuj sie bracie, bo jak nie to…
– Coś ty taki zazdrosny – pado kolega – żeby to w nocy przychodził ale w dzień?
– Już ty mi Karlika nie broń, jo go dobrze znom. Z niego to taki pieron, że on nawet w dzień przenocować umie!
– Od dziś dzielimy sie robotą – pado żona do górnika. Dziecko jest nasze i roz ty go będziesz kolebać a roz jo. W nocy żona budzi męża.
– Józef! Mały ryczy!
– To se pokoleb twoją połowę a moja niech ryczy.
– Wiesz ożeniłech sie – pado Gustlik do Tomka.
– A fajną mosz babę?
– Blank podobną do Matki Boskiej.
– Co?
– No dyć, bo jak mnie z nią widzą to wołają: „Matko Boska!”.
Roz jeden synek przylecioł do piekarni i woło:
– Dejcie mi dwie żymły i jedna bułka!
– Przecież to jest to samo – pado piekorz.
– Ale kać tam! Żymła jest żymłą a bułka – bułką.
Piekorz mu sprzedoł, ale jak synek już mioł wyjść ze sklepu, pado mu jeszcze roz:
– No dyć pwiedz mi – a to był piekorz ze Śląska – no powiedz mi czemu to nie jest to samo?
– No bo widzą, te dwie żymły są dlo babki i mojej matki, a ta bułka jest dlo ciotki, a ona jest z Sosnowca.