Maryśka pasie krowę. Przychodzi k’niej Jasiek i mówi:
– Maryś! Jo ciem kochom! Musis być moja!
– Jasiek! Łostow! Musem krasuli pilnować.
– Maryś! Jo se krasule popod nóg uwiąze i bedzie dobze!
Jak powiedział, tak zrobił i zaceło sie strasiecne miłowanie. Nagle! Do krasuli podleciały bąki i pocięły jej zadek. Krasula zadarła ogon i pędem przez pole… Maryś się zerwała i krzyczy:
– Jasiek! Obróć sie na wznok, bo nom cołkiem ziemnioki zrypies!
Po trzech dniach Jasiek spotyka Maryśkę w lesie;
– Maryś! Przez te bąki i krasulę nic nom nie wysło, ale dzisiok musis być moja!
– Jasiek! Łostow, bo znowu bydzie jakieś niescęście!
Ale Jasiek kładzie Maryśkę na ziemie i znowu się zacyna miłowanie. Nagle Maryś cosik tak dwa razy „haukła”.
– Maryś! Co ci?
– Nic! Nic! Zdo mi sie, co mi gojny (gajowy) rowerem po syi psejechoł.