Wchodzi głodny facet do restauracji. Zamawia obiad, ale nie chce mu się czekać 20 minut na przygotowanie. Kiszki grają mu marsza. Nagle patrzy: facet przy sąsiednim stoliku czyta gazetę, a przed nim stoi talerz pełny zupy. Wygłodniały koleś cichaczem przysiadł się do tej zupy i wcina, a tamten dalej nie podnosi wzroku. Facet je, je, je i je, aż tu patrzy: na dnie leży brudny grzebień. Zrobiło mu się niedobrze i wszystko wypawiował z powrotem do talerza. Wówczas gość czytający gazetę zobaczył co się stało i zapytał:
– Co, doszedł pan do grzebienia?