Poranek na kremlu. I sekretarz KPZR L. Breżniew wstaje do pracy. Przeciąga się, ziewa, a słoneczko zza okna:
– Towarzyszu Breżniew, życzę wam owocnego dnia, samych sukcesów w pracy, i duuuuużo zdrowia!
Dzień minął. Zmęczony, zharowany i trochę zły Leonid stoi na balkonie i patrzy na zachodzące słońce.
– No co, – burczy – Nie pozdrowisz mnie na koniec dnia?
– A pocałuj mnie w dupę – słońce na to – Ja już jestem na zachodzie!