Papież wyjechał na przejażdżkę samochodową, oczywiście prowadził szofer. Jednak że papież bardzo nudził się „z tyłu” limuzyny nacisnął guzik interkomu i mówi do kierowcy:– Chciałbym teraz poprowadzić.Kierowca miał dylemat, bo nie wolno mu było się zamieniać, ale papież to papież.– Zgoda – powiedział i przesiedli się.Gdy tylko za kierowcą zamknęły się drzwi papież ruszył z piskiem opon. Na prostych osiągał prędkość do 240 km/h, zakręty robił na dwóch kołach, słowem prosił się o interwencje bożą. Dzięki niebiosom zatrzymał ich policjant.Stróż prawa podszedł do okna kierowcy (szyby były przyciemniane) i puka.– Zrobiłem coś nie tak? – pyta papież gdy uchyliło się okno.– Eee, proszę chwilę poczekać – powiedział speszony policjant i poszedł do samochodu zawiadomić centrale przez radio.– Halo centrala? Dajcie komisarza!– Tu komisarz, o co chodzi?– Zatrzymałem osobistość… co robić?– Zatrzymałeś premiera? – pyta spokojnym tonem przełożony.– Nie..– Prezydenta?! – tym razem dało się słyszeć w jego głosie panikę.– Nie…– Boże jedyny! To kogo zatrzymałeś?! – komisarz już prawie płakał z bezsilnej złości.– Nie wiem, ale papież jest jego szoferem…