Gabinet lekarski w przychodni rejonowej w Rejowcu Fabrycznym. Akurat czwartek, więc przyjmuje psychiatra. Wchodzi gościu – na oko jakieś 47 lat, grubawy, łysiejący na czubku głowy, w okularach, ma pekćsy. Zezuje i przegina głowę na lewo.
– Na co się pan uskarża? – pyta lekarz.
– Żo–żo–żona mi sieeeee pu–pu–puszcza!
– A gdzie teraz znaleźć wierną? – mówi lekarz.
– Sy–sy–syn włóczy się i chu–chu–chuligani.
– No, ale jeszcze nikogo nie zabił, nie?
– No–no–no iii… sz–sz–szczam w nocy do łó–łó–łóżka.
– Spróbujemy zaradzić. Proszę łykać nervosal dwa razy dziennie i przyjść za dwa tygodnie.
Po dwóch tygodniach koleś przychodzi. Roześmiany, dżinsy czerwone, sweterek w romby.
– Co słychać? – pyta medyk.
– Wporzo.
– Jak żona?
– Puszcza się. Ale gdzie teraz szukać wiernej?
– Synalek?
– Rozrabia. Ale nikogo nie zabił.
– A jak tam w nocy?
– Szczam. Ale do rana zawsze zdąży wyschnąć!