W przeddzień bitwy pod Grunwaldem Jagiełło i Jungingen umówili się, że przed bitwą będą się bić harcownicy. Ze strony niemieckiej ma być Konrad von De Lewe: 2 metry facet, cały w srebrnej zbroi, a za rumaka ma mieć koniosłonia. Na tę wieść wszyscy nasi rycerz dostali pietra: Zawisza Czarny miał przegląd konia, inni oddali miecz do ostrzenia itp. Więc biedny król miał kłopot, aż tu na środku drogi stoi rycerz napruty jak autobus i buja się na mieczu. Jagiełło pyta:
– Ej, kolego nie walczyłbyś jutro rano z Niemcem?
– Co by nie, nic lepszego nie mam do roboty!
Ranek wstał piękny, słońce odbijało się w zbroi Niemca dumnie siedzącego na koniosłoniu. Naprzeciwko stanął znowu napruty nasz. Zagrały surmy. Niemiec ruszył, koniosłoń się rozpędza, a nasz rycerz stoi i się buja na mieczu. Jagiełło w ostatniej chwili krzyknął:
– W nogi!
Trach i kupa kurzu zakryła widok. Powiał wietrzyk rozwiewając kurz. Oczom wszystkich ukazał się leżący Niemiec i jego rumak bez nóg. Nasz rycerz na to:
– Jakbyś krzyknął „w ryj”, już by nie żył.