Idzie baca z bacą i jeden mówi do
Idzie baca z bacą i jeden mówi do drugiego:
– Jej, wiesz co? Nóg nie czuję!
– To powąchaj moje.
Idzie baca z bacą i jeden mówi do drugiego:
– Jej, wiesz co? Nóg nie czuję!
– To powąchaj moje.
– Za co Breżniew otrzymał stopień marszałka?
– Za zdobycie Kremla…
– Zaproponowałem dyrektorowi łapówkę, a on mi wskazał drzwi…
– Wyrzucił?
– Nie, kazał sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje…
Dwóch baców idzie na targ, pierwszy z nich, znany w okolicy kawalarz, spostrzegł gó*no na drodze i mówi do drugiego:
– Baco, widzita te gó*no, jak wom dom, 500 złotych, zjeta to gó*no?
– Cemu ni!
Krzywił się, mlaskał, ale gó*no zjadł.
Z wielkim bólem wypłacił mu te 500 zł. Idą, idą i żal mu się zrobiło tych 500 zł.
Nagle kawalarz spostrzega na drodze, inne gó*no i powiada:
– Baco, a jak bych jo teraz te gó*no zjod, to docie mi 500 zł?
– Cemu ni!
Siadł, męczył się, pocił, krzywił, ale gó*no zjadł. 500 zł wróciło do poprzedniego właściciela.
Idą dalej, kawalarz znowu się odzywa drugiego bacy:
– Wicie co baco, cosik mi się wydaje, co my sie tego gó*na chyba za darmo nażarli.
Przychodzi turysta do bacy i pyta o drinka:
– Baco, co zaproponowalibyście do picia… Coś mocniejszego?
– No, momy drink „góra tsy”.
– Jak to „góra tsy”?
– Ano, bierzemy śklanecke winka, no… góra tsy, wlewamy do garnuska, biezemy śklanecke piwka, no… góra tsy, dolewomy kielisecek wódki, no…góra tsy.
To wszyćtko mieszomy, podgrzewając na ogniu.
– No i co?
– No i pije pan śklanecke tego drinka, dwie, góra tsy.
– No i?
– Robi pan pan krocek, dwa, góra tsy.
Przychodzi Iwanow do sklepu
– Mięsa nie ma?
– U nas nie ma ryb. Mięsa nie ma w sklepie obok.
– Kiedy będzie wiadomo, że na Kubie jest już socjalizm?
– Jak Castro zacznie importować cukier!
Idzie sobie baca i ciągnie na sznurku zegarek. Przechodzący turysta pyta zdziwiony:
– A co to baco, zegarek na sznurku ciągniecie?
– Ja go wreszcie nauczę chodzić!
Siedzi baca nad przepaścią i liczy:
– 202,202,202….
Przechodzi turysta i mówi:
– Co tak baca liczycie?
Baca zepchną go w przepaść i liczy dajel:
–203,203,203….
Rankiem baca wypuszcza z szałasu owieczkę, patrzy za nią tęsknym okiem i mówi:
– Ej! Łowiecko! Zebyś ty jesce warzyć (gotować) umiała!
Żona mówi bacy żeby poszedł się umyć, a najlepiej wykąpać do rzeki. Było coś koło Bożego Ciała. Tak też baca zrobił. Wrócił po jakimś czasie, ale strasznie zmartwiony.
– Coześ taki smutny? – pyta żona.
– Ojej, kasikzek zapodzioł przy tym komponiu kozusek!
Na drugi rok znowu zona kazała bacy żeby się wykąpał. Tym razem baca wraca bardzo uradowany. Żona pyta:
– A coześ taki wesoły?
– A bo mi się kozuch znaloz!
– A kaześ go mioł?
– Ady na sobie, pod kosulom!
– O czym myślicie Leonidzie Iliczu? – pyta dygnitarz Breżniewa.
– Nie wiem jak się nazwać: Leonid I, czy też Ilicz II…?
Jedzie baca furmanką i spotyka utrudzonych turystów.
– Może was podwieźć? – pyta baca.
– Baco, a co wieziecie?
– Sok z banana.
– A dacie się napić?
– Pijta.
W końcu baca zaniepokojony że mu wszystko wypiją, mówi:
– Wio, banan.
Turysta pyta bacę:
– Baco? A głęboko w tym jeziorku?
Na to baca:
– Płyciutkie ci ono jest.
Wszedł turysta i się utopił. A baca dziwi się:
– A kaczce ino do skrzydeł było!
– Co zbierają, gdy nie ma urodzaju?
– Plenum!