Spytano Chruszczowa, czy są w Związku Sowieckim złodzieje? –
Spytano Chruszczowa, czy są w Związku Sowieckim złodzieje?
– Nie ma – odpowiedział Chruszczow. – Tu wszystko jest dobrem narodowym!
Spytano Chruszczowa, czy są w Związku Sowieckim złodzieje?
– Nie ma – odpowiedział Chruszczow. – Tu wszystko jest dobrem narodowym!
Po przemówieniu Breżniew krzyczy na swojego sekretarza.
– Zamawiałem wystąpienie na piętnaście minut, a to trwało całą godzinę!
– Leonidzie Iliczu – tłumaczy sekretarz – tam były cztery egzemplarze…
Do gabinetu Lenina wchodzi sekretarka.
– Włodzimierzu Iliczu na wasze nazwisko przyszła paczka z Czerwonego Krzyża..
– Dzieciom! Wszystko dzieciom!
– Ale, towarzyszu, tam są prezerwatywy…
– Przekłuć i oddać mienszewikom!
Baca wstaje rano, wychodzi przed chatkę i mówi:
– Jezusicku, ale tu piknie!
A echo z przyzwyczajenia:
– Mać, mać, mać…
Zapisują bacę do partii. Sprawdzają życiorys.
– No a jak to było po wojnie? Byliście w jakiejś bandzie?
– Ni, ta bydzie pirsa.
Breżniew obudził się z krzykiem.
– Co się stało Leonidzie Iliczu? – pyta go Podgorny.
– Śnił mi się koszmar. Wydawało mi się, że zostałem swoim zastępcą.
Tatry mają dwa miliony lat i trzy miesiące – mówi baca oprowadzając turystów.
– Baco, a skąd wiecie to z taką dokładnością?
– A był tu jeden profesor trzy miesiące temu i mówił że mają dwa miliony.
Grupa turystów chciała posłuchać oryginalnej muzyki góralskiej. Dowiedzieli się, że na szczycie jakiejś góry mieszka baca, który umie grać na kobzie. Wybrali się i gdy doszli na górę strasznie zmęczeni mówią do bacy:
– Baco umiecie grać na kobzie?
– Ni umim.
– A może macie żonę co umie grać na kobzie?
– Mom zone, ale ona tys ni gra na kobzie.
– Może macie dzieci, brata, ktorzy grają na kobzie?
– Mom dzieci, brota, ale oni tys nie grają na kobzie.
Bardzo zawiedzeni turyści zeszli w dół i jak byli już na dole baca krzyczy:
– Hej wyciecka! Chodźcie tu!
Doszli na górę śmiertelnie wykończeni i baca do nich mówi:
– Mam jesce kuzyna, ale on tys ni gra na kobzie.
Idzie turysta i pyta bacę:
– Czemu pobiłeś tamtego człowieka?
– A bo powiedział do mnie chu*u.
Turysta mówi:
– A może to było w innym języku.
Baca na to:
– Może i w innym, ale dlaczego pier*olony?!
Wypadek. 4 osoby nie żyją. Policjant mówi do Bacy:
–Co tu się wydarzyło?
–Anu chodźcie z mnom to powiem
Tak idą idą ąz w końcu policjant mówi:
–Daleko jeszcze
–A o jeszcze trochi
są na górze.Baca mówi:
–Widzicie to drzewo?
–Widzimy
–No a łoni nie widzieli
– Zawału serca można uniknąć, eliminując mięso z jadłospisu…
– To wkrótce Związek Sowiecki będzie najzdrowszym krajem na świecie!
Spotyka baca marynarza i mówi:
– Ahoj, marynarzu!
– A h*j wam w du*ę!
– Towarzysze, kto za, może opuścić ręce i odejść od ściany.
W jednej podhalańskiej wsi wilki wciąż napadały na stada owiec. W celu rozwiązania problemu zorganizowano zebranie, na którym byli obecni górale, przedstawiciele państwowej władzy i ekologowie. Górale postawili sprawę jasno:
– Wilków zajeb*ć!
– Zaproponowalibyśmy bardziej humanitarną metodę wystąpił młody ekolog, z bródką, w okularkach i t–shircie z Che Guevarą. W skrócie polega na tym, by zrobić wasektomię czyli przecięcie nasiennych kanalików wszystkim samcom. U wilków pozostanie instynkt rozrodczy, lecz samic nie będą mogli zapładniać. W ten sposób populacja wilków zejdzie do zera.
Usłyszawszy taką propozycję, górale zaczynają coś żywo dyskutować między sobą. Wreszcie wstaje stary baca, zdejmuje czapkę i mówi, zwracając się do przedstawiciela „zielonych”:
– Posłuchaj, synuś, czy ty pojąłeś sedno naszych problemów? Wilki nie ruch*ją nasze owce, ale je zjadają…
Dwaj bacowie uraili, że kupią w Ameryce za dolary taki solidny pocisk, rakietę, żeby mieć własną w razie potrzeby. Tak jak postanowili, tak się stało. Kiedy go dostali, ciekawi byli, co jest w środku, że to takie niebezpieczne.
– Wies co – mówi jeden – dej piłe i rozerżnymy żeby zobocyć co tam w środku.
Rozcięli na połowę, wysypał się biały proszek. Zaczęli go lizać, jeden woła, że taki jak cukier.
– Prowde godos, podobne do cukru – na to drugi.
Dość mocno polizali i poszli spać. Za dwie godziny dzwoni jeden do drugiego i słychać w słuchawce głośne wołanie:
– Słuchoj, kciołek cie łostrzec, zebys se czasem nie pierdnoł, bo jo jak zek pierdnoł, to już do ciebie telefonujem z Paryza.