Sędzia do górala: Ile macie dochodów? –
Sędzia do górala:
– Ile macie dochodów?
– Wysoki sądzie, do chodów to ja mom dwie nogi, ale obie kipskie.
Sędzia do górala:
– Ile macie dochodów?
– Wysoki sądzie, do chodów to ja mom dwie nogi, ale obie kipskie.
Siedzi baca na skale i liczy:
– 121, 121, 121…
Przechodzi turysta i pyta się:
– Co tak liczycie baco?
Baca strąca turystę że skały i liczy dalej:
– 122, 122, 122…
Przychodzi hanys do sklepu w W – wie i pyta:
– Czy są fafkulce?
Ekspedientka nie kumata mówi:
– Nie ma
Na to hanys:
– To poprosza fa f spray`u
– Baco, co robicie, jak macie wolny czas?
– Siedzem i dumiem…
– A jak nie macie czasu?
– To ino siedzem…
Dwóch górali: mały i duży sikają na mur. Mały strasznie mruga oczami. Widząc to drugi pyta:
– Co tok mrugos?
– Bo mi do ocu prysko!
Spotyka się dwóch górali wysoko w górach.
– Baco, wełna drożeje!
– A kto tak powiedział?
– Wałęsa.
– A gdzie on pasie?
Wchodzi baca do sklepu i nie zamyka drzwi.
– Baco, drzwi w domu nie macie? – Krzyczy na niego sprzedawczyni.
– Mom, i taką cholerę jak wy, tyz mom.
Baca łapie okazję na drodze, wreszcie udaje mu się złapać przejeżdżającego Mercedesa. Wsiada i jadą, ale po kilku kilometrach jakoś tak nudno się zrobiło, więc baca się pyta:
– A co to panocku, za znacek z psodu?
– To? (mówi kierowca pokazując na znaczek mercedesa), to taki celownik, jak kogoś złapie w ten celownik, to już na pewno trafię.
– Aha.
Po kilku kilometrach patrzą, a tu drogą jedzie jakiś facet na rowerze. Baca mówi:
– A weźcie, panocku, tego cłowieka w ten celownik…
Kierowca skręcił i faktycznie rowerzysta znalazł się „w celowniku”, ale ponieważ kierowca nie chciał iść do więzienia, to w ostatniej chwili skręcił, aby nie trafić rowerzysty, chwilę potem baca się odzywa:
– Iiiii, kiepski ten pański celownik, gdybym nie roztworzył drzwi to byśmy go w ogóle nie trafili.
Policjant zatrzymuje bacę jadącego furmanką.
– Baco, co wieziecie?
Baca nachyla się i szepcze:
– Siano.
– Czemu tak cicho mówicie?
– Żeby koń nie usłyszał!
Dwóch juhasów znalazło jeża i kłócą się o nazwę tego zwierzaka:
– To je iglok!
– To je spilok!
Przechodził tamtędy stary baca i usłyszał sprzeczkę. Podszedł i zawyrokował:
– To nie je ani iglok, ani spilok. To je kolcok!
Idzie sobie turysta polaną w górach i widzi bacę. A baca pasie sobie owce. Czarne i białe. No i turysta się go pyta:
– Baco.. Ile mleka dają te owce?
– Ano białe cy corne?
– No wszystkie.
– Białe dwa litry..
– A czarne?
– Ino tys dwa litry.
– A ile trawy jedzą?
– Białe cy corne?
– No wszystkie..
– Białe tsy kilo.
– A czarne?
– Tys tsy kilo.
Rozmawiają tak z piętnaście minut i okazuje się że białe owce nie różnią się niczym innym niż kolorem wełny. Wreszcie zdenerwowany turysta pyta się jeszcze raz:
– No to czemu baco je tak rozróżniacie?
– Ano białe owce som moje.
– A czarne czyje?
– Ano tys moje.
Siedzi baca przed chałupą i pierze w misce kota. Przechodzi turysta i słysząc straszne piski próbuje zaprotestować:
– Baco, co robicie?!
– Ano kota se piere – rzecze baca.
– Ale baco, kotów się nie pierze!
– Piere sie piere.
Nie przekonawszy bacy, turysta wybrał się w dalszą drogę. Kiedy wracał po kilku godzinach zobaczył bacę i leżącego obok zdechłego kota. Pokiwał głową i mówi:
– A mówiłem, że kotów się nie pierze?
– Piere, piere, jeno nie wyzyma…
Baca zatrudnił się w kopalni. Już pierwszego dnia miał pecha, bo wpadł do starego, zapomnianego szybu. Zbiegli się koledzy i mówią:
– Franek, jesteś tam?
– Jo.
– Nic ci się nie stało?
– Ni.
– To wyłaź stamtąd.
– Kaj ni moge, bo jesce lecę…
Podczas wizyty prezydent USA zwiedza z Gierkiem Zakopane. Nagle słyszą krzyk i płacz kobiety. Patrzą – a gazda za chałupą grzmoci żonę. Prezydent pyta go dlaczego tak się znęca nad kobietą. Gazda mówi:
– Chciała mieć fiata – kupiłem. Chciała mercedesa – kupiłem. Ale teraz jej się helikopterem zachciało latać. Nie kupię, bo tu góry i jeszcze mi się baba zabije!
Prezydent pokiwał ze zrozumieniem, ale Gierek wziął gazdę na stronę i pyta:
– Gazdo, a tak naprawdę o co poszło?
– Przeca nie powim obcemu, że mi bździągwa bony na cukier zgubiła.
Baca rozmawia z turystą:
– Zabiłem wczoraj 10 ćmów – mówi baca.
– Ciem – poprawia turysta.
– A kapciem.