Komendant straży pożarnej zjawia się w remizie. Wolnym krokiem idzie przez korytarz do gabinetu. Siada za biurkiem, powoli wypija kawę, przeciąga się, ziewa i nie spiesząc się, włącza megafon i mówi:
– No, chłopaki, zbierać się! Jest robota! Pali się urząd skarbowy…