Młoda, niezamężna pracownica pewnej znanej fabryki urodziła dziecko. Cała załoga rozpoczęła debatę: czyje też ono może być? Wszyscy szukają ojca wśród pracowników zakładu, gubiąc się w domysłach. Tylko jeden Masztalski twardo upiera się, że ojcem dziecka nie jest nikt z fabryki.
– Wierzcie mi! Jo żech jest pewien! – bije się w piersi.
– A skąd ta pewność? – pytają ludzie jeden przez drugiego.
– Miarkujcie ino! Musi co nie jest od nos, bo powiedzcie tak po prowdzie, eli wyszło coś kiedyś z naszego zakładu, coby mioło ręce i nogi?
Następny ›
1. Kot zawsze spada na 4 łapy. 2. Kromka